Przy pierwszym pakowaniu byłem sceptyczny. To miał być mój plecak podręczny. Na przelot musiałem w niego spakować całą elektronikę – m.in. lustrzankę, laptopa – oraz dokumenty, bluzę, bieliznę na okoliczność nieprzewidzianych opóźnień lotu lub bagażu, itp. Przy pakowaniu "normalnego" plecaka zawsze najpierw wkładałem laptopa i teczkę z dokumentami tak, by płasko opierały się o plecy, a później całą resztę. Rzeczy leżały wygodnie, dokumenty i laptopa było łatwo wyjąć, ale by je ponownie włożyć, trzeba było wyjąć całą resztę, co było frustrujące zwłaszcza podczas lotniskowych kontroli bezpieczeństwa. Tym razem pakowałem się w Atracka, a tego nie robi się od góry, jak w innych plecakach – bo on nie ma klapy – a przez "rozporek" na plecach.
Idea zamykania plecaka suwakiem zlokalizowanym po stronie pleców wydawała mi się przydatna ze względu na ochronę przed złodziejami w zatłoczonych środkach komunikacji, ale miałem początkowo umiarkowany entuzjazm dotyczący wygody. Wybrałem ten plecak z innych powodów: całkowita nieprzemakalność – która uwalnia mnie od martwienia się, że elektronika czy dokumenty zniszczą się w czasie deszczu, a przez to pamiętania o dodatkowym pakowaniu w torby i nieprzemakalne worki oraz nakładania pokrowca, który zwykle okazuje się nieprzemakalny tylko trochę – odporność na ścieranie i narażanie na "trudy podróży" i jakość wykonania, którą znałem już z wcześniej używanych przeze mnie produktów firmy ORTLIEB.
Nowy plecak miał być przede wszystkim na te wyjazdy z grupami, podczas których sporo przemieszczam się różnymi środkami transportu, trochę chodzę, bywam w niekoniecznie czystych miejscach. Plecak miał być odporny na brud i niszczenie, a przede wszystkim chronić zawartość przed brudem i wilgocią. Nie wymagałem, by był bardzo wygodny do noszenia, bo na trekking mam inny.
Dostęp do wnętrza przez długi suwak na plecach okazał się rewelacyjnym rozwiązaniem już podczas pierwszej kontroli bezpieczeństwa na lotnisku. Zdejmuję plecak, jednym ruchem luzuję taśmę na jednym końcu suwaka, drugi ruch to odpięcie suwaka na całej długości – biegnącego przez cały plecak od jego spodu do szczytu – i mam dostęp do całej zawartości. Sięgam łatwo po to, co potrzebne i łatwo umieszczam to z powrotem. Laptop i teczkę z dokumentami pakuję jak wcześniej przy plecach, płasko: są bezpieczne, łatwo je wyjąć i ponownie schować, a jak potrzebuję wyciągnąć coś innego, to odchylam laptopa i bez trudu sięgam po to, co pod nim.
Tak, by wyjąć coś z Atrack'a, potrzeba nieco więcej miejsca niż w przypadku innych plecaków – inne wystarczy postawić, a ten trzeba położyć – ale rzadko jest z tym problem. Suwak jest solidny, wydaje się niezniszczalny i – jak zapewnia producent – jest wodoszczelny (deszcze napotkane w tym roku wytrzymał); nieco ciężko chodzi, do czego trzeba się przyzwyczaić, ale pewnie tak musi być. Zaskoczyła mnie wygoda noszenia. Atrack wyposażony jest w pas biodrowy, system nośny i prosty stelaż. Są one wystarczająco wygodne, by plecak sprawdzał się podczas kilkugodzinnych pieszych wycieczek – używałem przy różnej pogodzie, w tym w dość gorące i wilgotne dni. Do jednej z dwóch kieszeni na zewnątrz wkładam butelkę z wodą (oczywiście butelkę wielorazowego użytku); na podręczne drobiazgi przydatne są małe kieszonki na pasie biodrowym. Plecak jest lekki, a pusty zajmuje niewiele miejsca. Po powrocie z wyjazdu spłukuję go prysznicem – ot, cała konserwacja!
Używam Atrack'a praktycznie na wszystkich wyjazdach. Nawet, jak jadę na wyprawę trekkingową, na której podczas samego trekkingu chodzę z innym plecakiem, to w Atrack'a pakuję się na podróż i na wstępne zwiedzanie poprzedzające zwykle aktywności górskie. Służy mi też jako plecak miejski – ilekroć potrzebuję mieć ze sobą więcej rzeczy – i niemal na wszystkich wycieczkach z dzieckiem, gdy muszę mieć trochę rzeczy, a jednocześnie móc wygodnie się poruszać.
Atrack dostępny jest w trzech wariantach wielkości, w kilku kolorach. Wszelkie informacje na stronach polskiego dystrybutora oraz niemieckiego producenta.