Do mojego wyposażenia podróżniczego dołączyła ostatnio butelka na wodę Water-to-Go. Szybko zajęła szczególne miejsce pośród sprzętu, który używam.
Od pewnego czasu jestem przekonany, o potrzebie ograniczania używania jednorazowego plastiku. Może się wydawać, że w obliczu skali zanieczyszczenia świata tworzywami sztucznymi, małe zmiany w nawykach pojedynczych osób znaczą niewiele, ale – w najgorszym wypadku – robić malutkie rzeczy jest pewnie lepsze w tym wypadku niż nie robić nic. Może przekonały mnie opowieści Jensa-Kjelda Jensena z Nólsoy na Wyspach Owczych, może kilka filmów, które ostatnio obejrzałem (zob. m.in. "Ice on Fire"), może widok składowisk butelek PET na zapleczach schronisk przy popularnych szlakach trekkingowych w Nepalu czy przy campingach w Ladakhu.
Moja butelka Water-to-Go sfotografowana przy ulicy Ramchandani Marg (Strand Raod) w Bombaju, w pobliżu słynnego hotelu Taj Mahal. Kolorowa plama w tle to odpadki tworzyw szcztucznych pływające po zatoce Front Bay (Mumbai Harbour).
Staram się unikać kupowania wody butelkowanej. W domu od dawna piję warszawską kranówkę. W podróży jednak dostęp do bezpiecznej, niebutelkowanej wody pitnej wcale nie jest łatwy, szczególnie jeśli to podróż do Indii lub Nepalu, a tam jeżdżę najczęściej, spędzając w tych krajach wiele tygodni każdego roku. Do niedawna na trekkingach najczęściej korzystałem z tabletek do odkażania wody – kiedyś Micropur firmy Katadyn, a odkąd te zniknęły z polskiego rynku, najczęściej używam tych. W miastach natomiast kupowałem niestety wodę butelkowaną, co od pewnego przynajmniej czasu budziło we mnie regularnie wyrzuty sumienia, ze względu na dokładanie się do plastikowego zanieczyszczenia Indii, Nepalu i ogólnie świata. Z drugiej strony jednak, w Azji picie bezpiecznej wody jest szczególnie ważne, a pici nieprzegotowanej (lub inaczej nieuzdatnionej) wody z kranu może być niebezpieczne dla zdrowia.
Na wielu trekkingach w Nepalu, woda i inne napoje butelkowane są dostępne nawet w najwyższych schroniskach (choćby w rejonie bazy pod Everestem). Niestety, choć sytuacja zdaje się nieco polepszać (m.in. za sprawą działalności organizacji SagarmathaNext i SPCC), to bez wątpienia znaczna część wyrzuconych w górach butelek nigdy stamtąd nie zostanie wyniesiona – pewnie skończy gdzieś zakopana lub spalona, co jak wiadomo, rozwiązaniem nie jest żadnym, a w każdym razie nie jest rozwiązaniem sensownym.
Co do butelek Water-to-Go: początkowo nie dowierzałem. Zetknąłem się z nimi na jednym z trekkingów w Ladakhu, na którym trzy uczestniczki korzystały z butelek z filtrem tej marki. Owszem, widziałem wcześniej butelki filtrujące wodę (różnych producentów, z różnymi filtrami – na rynku jest ich spory wybór), ale większość z nich miała wkład filtrujący z wody zawiesinę, zanieczyszczenia chemiczne i ewentualnie bakterie (albo część bakterii) i pierwotniaki, ale nie wirusy, a to właśnie m.in. występujące w wodzie wirusy stanowią realne zagrożenie dla ludzi, zwłaszcza w Azji.
Według informacji podawanych przez producenta – podpieranych wynikami analiz z laboratoriów w różnych częściach świata – filtry butelek Water-to-Go skutecznie zatrzymują 99,9999% wszelkich zanieczyszczeń chemicznych i mikrobiologicznych, w tym wirusy! Jak to WTG robi, do końca nie rozumiem, ale pewnie nie muszę – ważne by filtr był skuteczny. Na podstawie przytaczanych badań wierzę, że jest, a i sam bez chorób podróżuję już z nią drugi rok. Co ważne, moja butelka WTG uchroniła mnie przed zużyciem dziesiątek – jeśli nie setek – butelek PET, które kupowałbym, gdybym nie korzystał z WTG.
Butelka WTG nie jest jedyną dostępną na rynku butelką z filtrem. Wiele odfiltrowuje jednak tylko niektóre substancje chemiczne (np. chlor), tymczasem z punktu widzenia podróży kluczowa jest ochrona od zagrożeń mikrobiologicznych. Wśród nich najtrudniejsza do realizacji jest ochrona przed zawartymi w wodzie wirusami, groźnymi zwłaszcza wtedy, gdy woda trafiająca do naszej butelki, przepływała wcześniej w pobliżu osiedli ludzkich.
Moja butelka Water-to-Go w prostym barze z tradycyjnymi plackami newarskimi w Bhaktapurze w Kotlnie Katmandu
O ile butelka Water-to-Go sprawdza mi się doskonale podczas większości podróży, w tym podczas lotów, w podróży po miastach, krótkich wycieczkach pieszych czy to w Polsce, czy w Himalajach oraz podczas początkowej fazy trekkingów na niższych wysokościach, to jednak podczas trekkingu na znacznej wysokości przestawiam się na bukłak z rurką, bo korzystając z takiego po prostu lepiej się nawadniam. To zmusza mnie to korzystania z wody uzdatnianej pastylkami. Pisałem w tej sprawie do producenta WTG, a z odpowiedzi można wnioskować, że na bukłak z rurką i filtrem WTG trzeba będzie jeszcze zaczekać. Niestety.
I jeszcze jedno, wg danych producenta, jeden wymienny filtr większej z butelek (dostępne są butelki o pojemności 500ml i 750ml) przeznaczony jest do przefiltrowania 200l wody lub użycia przez 3 miesiące. Producent podaje też, że zużyciu podlega tylko część odpowiedzialna za eliminację substancji wpływających na smak wody (m.in. chloru), a elementy filtra odpowiedzialne za bezpieczeństwo od zagrożeń mikrobiologicznych pozostają aktywne po przekroczeniu podanej ilości przefiltrowanych litrów wody czy przekroczeniu czasu użycia. Filtr po zużyciu dzielimy na dwie części, z czego jedną wyrzucamy do śmieci biodegradowalnych, drugą do podlegających recyclingowi tworzyw sztucznych.
Producentem butelek Water-to-Go jest firma brytyjska. Na stronie polskiego dystrybutora znajdziecie wszelkie informacje w języku polskim.
Dodane w dniu 2021.09.05:
Jeśli mieszkasz w Wielkiej Brytanii, możesz przeczytać mój artykuł o używaniu butelek WTG dostępny na stronie watertogo.eu. Wchodząc na tę stronę z innych lokalizacji, prawdopodobnie zostaniesz przeniesiony(-a) na stronę lokalnego dystrybutora. Możesz wówczas tutaj przeczytać mój tekst.